Miesiąc temu spotkałam się po raz pierwszy z jedną z rodzin, które zdecydowały się wziąć udział w moim projekcie fotograficznym A Day in the Life.
Na pierwszy ogień i trochę na rozgrzewkę wybrałam rodzinę z jednym tylko dzieckiem, w dodatku niemowlakiem.
Mama Matyldy zgłoszenie wysłała do mnie o północy, po kolejnym ciężkim dniu z niemowlakiem i przed kolejną nieprzespaną nocą. Pisała szczerze o macierzyństwie, w jej słowach widziałam siebie 6 lat temu, gdy urodził się mój syn. Jasiek mało i słabo spał, wymagał dużo noszenia i przytulania, z Emi było trochę lepiej jeśli chodzi o sen, ale bez chusty nie wiem jak bym przeżyła początkowy okres jej życia.
Niech Was nie zwiedzie słodka buzia Matyldy, też potrafi dać popalić swoim rodzicom 😉
Odwiedziłam ich w pewien deszczowy jesienny dzień. Niestety nie udało nam się wyjść na spacer, dzień spędziliśmy w domu. Nie mogłam też zostać tak długo jak bym chciała, bo okazało się że mojego męża nie będzie wieczorem i musiałam jechać po dzieci do przedszkola. Ale nawet te kilka godzin spędzonych u Oli było dla mnie fantastycznym przeżyciem. Mogłam robić zdjęcia bez presji, bez oczekiwań, bez pozowania. Nie reżyserowałam niczego, a tylko dokumentowałam codzienne chwile bycia rodzicem na zdjęciach. Blaski i cienie macierzyństwa (i ojcostwa oczywiście też!). Czy mi się udało? Dajcie znać!
Ja już nie mogę się doczekać na kolejne takie spotkania! Rodzinna fotografia reportażowa to zdecydowanie mój ulubiony gatunek fotografii…
Teraz przed świętami muszę dokończyć jeszcze dwa duże zlecenia, więc niestety na projekty osobiste mam mało czasu, ale na początku roku na pewno wrócę do niego z tym większym zapałem… 🙂