Długo nic nie pisałam – a wszystko dlatego, że znalazłam się na końcu Polski, w Istebnej (Beskidy), gdzie wybrałam się z moją lepszą połową na maraton rowerowy MTB.
4 dni. 53 km / 66 km / 77 km / 51 km.
I wszystko to po górach, w błocie i po kamieniach.
Ja na pewno nie dałabym się namówić na taką masakrę, ale prawie 500 osób zdecydowało się wystartować. Z tej sporej liczby uczestników wszystkie 4 etapy ukończyło niecałe 300 osób…
Poniżej znajdziecie kilka zdjęć z tego morderczego wyścigu.
Na starcie wszyscy jeszcze czysci i kolorowi…
Warunki na trasie były różne – czasem mgliście…
Możecie nie wierzyć, ale kilka dziewczyn też startowało 🙂
Mimo wszystko – humory dopisywały
A poniżej wielcy zwycięzcy wyścigu, którzy nie mieli żadnej konkurencji.
Zawsze to tak wyglądało – najpierw oni, potem długo długo nikt…
Byli tacy szybcy, ze ledwo zdążyłam im zrobić zdjęcie 😉
Część wyścigu odbywała się w Czechach
Poniżej zdjęcia z jednego z trudniejszych zjazdów wyścigu
A tak wyglądali zawodnicy i rowery już po….
Parę szczegółów o wyścigu zainteresowani znajdą tutaj
Jeśli będziecie w Istebnej, gorąco polecam wizytę w Izbie Pamięci Jerzego Kukuczki.
Chyba nie muszę przedstawiać tej postaci…